Forum Prawo i Sprawiedliwość Strona Główna Prawo i Sprawiedliwość
Forum członków oraz sympatyków PiS
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Polityka wschodnia do góry nogami.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Prawo i Sprawiedliwość Strona Główna -> Idee oraz strategie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aerolit




Dołączył: 19 Gru 2007
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 8:45, 25 Lut 2008    Temat postu: Polityka wschodnia do góry nogami.

[link widoczny dla zalogowanych]

Polityka wschodnia do góry nogami

Maja Narbutt 24-02-2008, ostatnia aktualizacja 25-02-2008 06:36

Polityka zagraniczna polskiego rządu zbiera fatalne recenzje. Nasi wschodni sąsiedzi nie mogą zrozumieć, dlaczego premier Tusk zdążył już być w Berlinie i Moskwie, a ciągle nie wyznaczył terminu wizyty w Kijowie – pisze Maja Narbutt, publicystka „Rzeczpospolitej”

– Po raz pierwszy od czasu odzyskania przez Ukrainę niepodległości mamy wrażenie, że Polacy nie są z nami szczerzy. Wygląda na to, że gwałtownie zmieniacie swą politykę – mówi „Rzeczpospolitej” Leonid Krawczuk, pierwszy prezydent Ukrainy.
– Nie chcę oceniać polskiej polityki zagranicznej – zastrzega jeden z najbardziej znanych polityków Europy Wschodniej Vytautas Landsbergis. – Powiem jedno: w polityce trzeba mieć wizję. Nie można żyć tylko dniem dzisiejszym i kalkulować, co w tej chwili się opłaca. Pragmatyzm łatwo staje się konformizmem i kończy fatalną Realpolitik. Nie zawsze trzeba wsłuchiwać się w głos europejskich stolic, tańczyć pod muzykę z Berlina.
Polska traci pozycję regionalnego lidera. Rezygnuje z tego, co było jej siłą – mówi litewski politolog Vytautas Radżvilas – Polska polityka wschodnia zmieniła się całkowicie. Wygląda na to, że nowa ekipa postanowiła zniszczyć to, co robili poprzednicy – dodaje znany ukraiński pisarz Jurij Andruchowycz.
Piłsudski przewraca się w grobie
Kiedy rozmawia się z intelektualistami ukraińskimi, można usłyszeć, że „Piłsudski przewraca się w grobie”, bo Polska przestała rozumieć, że jej racja stanu wymaga wolnej, silnej Ukrainy. Analitycy polityczni mówią, że rezygnujemy z ambicji regionalnego lidera. Polityka zagraniczna nowego polskiego rządu zbiera fatalne recenzje. Nasi wschodni sąsiedzi nie mogą zrozumieć, dlaczego premier Donald Tusk w ciągu 100 dni swych rządów zdążył być w Berlinie i Moskwie, a ciągle nie wyznaczył terminu wizyty w Kijowie. Wniosek płynie jeden – w polskiej dyplomacji ciągłość nie obowiązuje. Nowa ekipa potrafi być nieprzewidywalna.
— Nie ma znaczenia, kiedy dojdzie do spotkania premierów Polski i Ukrainy, bo w końcu do niego dojdzie. Nie jest ważne, czy Donald Tusk pojedzie do Kijowa, czy premier Tymoszenko – do Warszawy — tłumaczy poseł PO, szef sejmowej komisji spraw zagranicznych Krzysztof Lisek. — Staramy się rozwiać niepokój naszych wschodnich partnerów, że w polskiej polityce zagranicznej dzieje się coś złego. Długo rozmawiałem na ten temat z doradcę prezydenta Litwy. A dlaczego Litwini czują niepokój? Nie wiem. Może to wpływ publikacji prasowych.
Mniej lub bardziej oficjalnie z Kancelarii Premiera Tuska płyną sygnały, że polityka polityka wschodnia – zwłaszcza wobec Ukrainy – ma być oparta na racjonalnych przesłankach. Skrupulatnie sprawdzimy, co dostaliśmy od Ukrainy za wspieranie jej aspiracji proeuropejskich. Policzymy, czy Ukraińcy nie chcą od nas za dużo. I – jak powiedział dziennikarzom jeden z liderów Platformy Obywatelskiej – „nie damy się szantażować Giedroyciem”, czyli przekonaniem, że Polacy i tak muszą wspierać wolną Ukrainę, bo wymaga tego nasza racja stanu.
W teorię, że nowy rząd mógłby myśleć o polityce z Ukrainą w kategorii symetrii i kierować się doraźnym rachunkiem politycznym, trudno uwierzyć byłemu prezydentowi RP Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, którego mediację w czasie pomarańczowej rewolucji Ukraińcy wspominają do dziś. – Wielkie strategie są budowane przez wielkich polityków, a nie sklepikarzy, którzy liczą każdy grosz, żeby bilans się im zgadzał – podkreśla Aleksander Kwaśniewski. – Powiem szczerze: ciągle powinniśmy dawać więcej niż brać, bo gramy o dużą stawkę.
Polacy nie lubią czekistów
Kiedy pytam Vytautasa Landsbergisa, co premier Polski mógł uzyskać, składając wizytę na Kremlu, zapada milczenie. – Nic, właściwie nic. I nawet 100 uśmiechów nie zdoła przekonać Putina, że Polacy lubią czekistów – mówi w końcu pierwszy przywódca niepodległej Litwy.
Fakt, że Donald Tusk pojechał do Moskwy, nie wzbudził emocji u naszych wschodnich sąsiadów. Pojawiły się wprawdzie głosy krytyczne, ale w końcu wizyta polskiego premiera była wewnętrzną sprawą Polski. Jednak sugestia, że premier Tusk mógł dokonać przełomu w stosunkach z Rosją, spotyka się ze sceptycyzmem. Politycy i analitycy są skłonni najwyżej przyznać, że mógł wysłać sygnał pod adresem Brukseli. – Polacy chcą ułożyć sobie sobie stosunki z Rosją – powtarzają, dodając jednak, że ten sygnał mógł zostać na Kremlu niewłaściwie zinterpretowany. Bo polityczne gry z Rosją to zajęcie tylko dla doświadczonych graczy.
– Kreml stosuje zasady obowiązujące w rosyjskich łagrach. Kiedy pojawia się ktoś nowy, stara się go zaskoczyć, sprawdza, gdzie jest jego słaby punkt. Jeśli ten ktoś się cofnie, okaże słabość, to już przegrał – tłumaczy Audrius Baculis, komentator opiniotwórczego tygodnika „Veidas”.
Rosja poważnie traktuje jedynie twardych polityków. Taką opinię – dla jednych oczywistą, dla drugich obrazoburczą – warto wziąć pod uwagę, zważywszy, że wygłasza ją Vytautas Landsbergis, który latami kreował stosunki swego kraju z wielkim wschodnim sąsiadem i nie ugiął się pod jego presją. – Na Kremlu szacunek budzi wyłącznie stanowczość – mówi Landsbergis i z pewną przekorą dodaje: – Nie chciałbym, by powstało wrażenie, że Landsbergis namawia Polskę, by drażniła Rosję. Ale argument, że coś „drażni Rosję ”jest nadużywany. Bo w końcu, czy ponosimy odpowiedzialność za stany emocjonalne Rosji?
Być jak Jarosław
– Polska traci pozycję regionalnego lidera. Rezygnuje z tego, co było jej siłą. Mam wrażenie, że ta prawda do Polski nie dociera: znaczna część litewskich elit jest zachwycona braćmi Kaczyńskimi – mówi politolog z Litewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Vytautas Radżvilas. – Zdajemy sobie też sprawę, że za swą twardą politykę międzynarodową Kaczyńscy płacili wysoką cenę osobistą i moralną.
Kiedy tydzień temu w 80. rocznicę odzyskania przez Litwę niepodległości odbyła się w Wilnie międzynarodowa konferencja historyczna pod patronatem prezydenta Valdasa Adamkusa, jej polscy uczestnicy ze zdumieniem słuchali entuzjastycznych opinii o „charyzmatycznych Kaczyńskich”.
– Litewscy politycy bardzo szanują Kaczyńskich. Nie są to może mili faceci, gładcy politycy mówiący tak, by nikogo nie urazić. Ale to twardzi zawodnicy, którzy bez kompleksów walczą o narodowe i regionalne interesy – przyznaje jeden z najbardziej znanych litewskich komentatorów Audrius Baculis.
W kręgu litewskich dziennikarzy politycznych można usłyszeć plotki, kto z młodych polityków stylizuje się na Jarosława Kaczyńskiego, zaś w kuluarach MSZ mówi się, że Polska do tej pory działała w instytucjach europejskich jak taran – wywalała drzwi, przez które Litwini mogli wejść i przedstawić swe racje. – Takiej twardości brakuje litewskim politykom. Kiedy premier Giedyminas Kirkilas pojechał do Brukseli, by załatwić zgodę na przedłużenie działania elektrowni atomowej w Ignalinie, wyszedł z ważnego gabinetu po pięciu minutach i powiedział, że jakoś sobie poradzimy bez Ignaliny – opowiada litewski dziennikarz. – Wszyscy aż jęknęli. I pomyśleli: a Polacy by nie ustąpili.
Twardą grę prezydenta Lecha Kaczyńskiego Litwini odczuli osobiście. Podczas ubiegłorocznej jesiennej wizyty w Wilnie okazało się, że nie podpisze on umowy o moście energetycznym. Uznał, że wspólne projekty energetyczne w proponowanym kształcie nie są dla Polski korzystne. – Reakcje mediów były wręcz histeryczne. Kaczyńskiego atakowano bezpardonowo, zarzucając mu zdradę polsko-litewskich sojuszy – mówi miejscowy polski dziennikarz. – Kiedy wystąpił w telewizji, w ostatniej chwili, gdy już odpinał mikrofon, dziennikarka spytała prowokacyjnie: – To Wilno nasze czy wasze?”, Kaczyński odparł spokojnie: – Nie ukrywam, że kiedy patrzę tu przez okno, boli mnie serce. Ale myślę, że Niemcy we Wrocławiu czują to samo.
Partnerstwo strategiczne? Niekoniecznie
W rozluźnionej atmosferze towarzyszącej nieoficjalnej wizycie w Wilnie jeden z liderów Platformy udzielał wywiadu polskiemu dziennikarzowi. – Partnerstwo strategiczne z Litwą? Ja nigdy takiego terminu nie używałem – mówił, tłumacząc, że „nie można budować Unii w Unii albo NATO w NATO”, a „starą polską chorobą jest, że najpierw się mówi hop, a potem skacze”.
Kilka godzin później, w popłochu, postarał się o wycofanie wypowiedzi. Gdyby wywiad opublikowano w całości, z pewnością wybuchłby skandal. W najlepszym wypadku litewskie elity uznałyby to za dowód niekompetencji polskiego polityka.
– Dlaczego Litwa sprzedała Orlenowi pakiet kontrolny w rafinerii w Możejkach? Właśnie dlatego, że jesteście naszym partnerem strategicznym. Ostateczna decyzja zapadła po telefonie prezydenta Kaczyńskiego do naszego prezydenta, gdy zrozumieliśmy, że Polsce naprawdę na tym zależy – wspomina jeden z litewskich polityków, który z bliska obserwował negocjacje.
Gdyby Litwini doszli teraz do wniosku, że Polska prowadzi nieszczerą grę, polskie inwestycje stanęłyby pod znakiem zapytania. – Orlen chce kupić całość akcji rafinerii. Na Litwie jest już wystarczająco duży polski kapitał, by nasz rząd się na to nie zgodził – tłumaczy jeden z litewskich polityków. – Kaczyńscy napełnili pojęcie „partnerstwo strategiczne” prawdziwą treścią. Jeśli jednak coś się zmieni w naszych relacjach lub Polska wycofa się ze wspólnych projektów energetycznych, możecie nie mieć złudzeń, że polscy inwestorzy coś u nas osiągną.
Rozwiane złudzenia
Kiedy rozmawia się z ukraińskimi politykami i intelektualistami, trudno się oprzeć wrażeniu, że im przyjaźniej traktowali dotąd Polskę, tym bardziej czują się rozgoryczeni. – Psychologicznie staram się zrozumieć, dlaczego nowa polska ekipa tak wywróciła całą wschodnią politykę. I doszedłem do wniosku, że zrobiła to, by się różnić od poprzedników. Tak dziecinnie, na złość, nie oglądając się na skutki – mówi literacką polszczyzną znany pisarz Jurij Andruchowycz. – I chciałbym, by było jasne: wszyscy moi znajomi w Polsce głosowali na PO. Ja też myślałem, że dla Polski i dla Ukrainy to najlepszy wybór. Młodzi liberalni politycy, zamiast konserwatywnych nacjonalistów, jak pisały o Kaczyńskich zachodnie gazety. Dziś gorzko tego żałuję.
O swoim rozczarowaniu mówi również lwowski publicysta piszący na tematy polsko-ukraińskie Anton Borkowski. Uważa, że nowy rząd trwoni kapitał zaufania do Polski, jaki przez lata wypracowali jego poprzednicy, i zdążył już podważyć polską rację stanu. – Aksjomatem polskiej polityki wschodniej od czasu Piłsudskiego było to, że trzeba wzmacniać mocną, suwerenną Ukrainę, bo wymaga tego wasz interes narodowy – mówi Borkowski. – Piłsudski przewraca się dziś w grobie. A ja, antykomunista, powiem otwarcie – postkomunista Aleksander Kwaśniewski, który według wielu Ukraińców zadecydował o zwycięstwie pomarańczowej rewolucji, rozumiał sprawy, których nie może pojąć były opozycjonista z Gdańska.
Nieodrobione lekcje
Polityka Polski wobec Ukrainy nie jest przedmiotem debaty w tym kraju. Skomplikowana sytuacja wewnętrzna sprawia, że uwaga Ukraińców koncentruje się na innych sprawach niż publiczne rozważanie, dlaczego właściwie premier Tusk nie znalazł czasu na wizytę w Kijowie. – Polska przestaje być u nas widoczna. Niedługo wszyscy do tego przywykną, zapomną, że było inaczej – przyznaje politolog Myroslaw Popowycz.
– Nie wpadam w panikę, nie mówię, że już stało się nieszczęście. Ale jeśli premier Tusk nie odrobi tego zadania, jakim jest poznanie liderów ukraińskich i sam nie da się poznać ukraińskiej opinii publicznej, będzie to miało fatalne skutki dla Polski – uważa Aleksander Kwaśniewski. – Tracimy kompetencje, za które nas ceniono. Bo dla świata jesteśmy wiarygodni nie jako mediator w kwestii serbsko-kosowskiej, ale jako ekspert od Ukrainy.
Kiedy Kwaśniewski był prezydentem Polski, na zamkniętych posiedzeniach liderów NATO referował kwestie ukraińskie, a eksperci robili notatki. Kompetencje w kwestii Gruzji zdobył prezydent Lech Kaczyński. Gdy w Gruzji wybuchł kryzys polityczny i Micheil Saakaszwili wprowadził stan wyjątkowy, Kaczyński nie przyłączył się do powszechnego wówczas potępienia prezydenta Gruzji.
Razem z prezydentem Litwy Valdasem Adamkusem podjął w Tbilisi rozmowy z liderami opozycji i z Saakszwilim. Kiedy Saakaszwili wygrał przedterminowe wybory, obaj szefowie państwa byli honorowymi gośćmi na inauguracji jego prezydentury, a wszyscy eksperci twierdzą, że Polska jest traktowana w regionie jako przedstawiciel UE.
– Jeśli nowa polska ekipa odsuwa się od robienia polityki wschodniej, to znaczy, że ma prowincjonalne kompleksy – mówi jeden z czołowych analityków ukraińskich. – Bo co tak naprawdę znaczycie dla Rosji? Kiedy Putin rozmawia z Tuskiem, ani przez moment nie myśli, że polski premier jest dla niego partnerem. Putin ma władzę absolutną w imperium, a gdy ją odda, będzie i tak potężny jako multimiliarder. Polski polityk liczy się tylko wtedy, gdy ma wizję i umie podjąć wielką strategiczną grę, której stawką jest przyszłość Ukrainy.
Źródło : Rzeczpospolita


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Prawo i Sprawiedliwość Strona Główna -> Idee oraz strategie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin